Mika obudził
głośny łoskot, jakby ktoś upuścił na podłogę żelazne pudełko pełne metalowych
kuleczek, które radośnie odbijały się od ścian. Usiadł na łóżku gwałtownie i ze
złością spojrzał na Crabba i Goyla, którzy upuścili jakiś dziwny przedmiot. Co
roku było to samo, te głąby nie umiały zachowywać się cicho? Za jakie grzechy…
Radiver miał
wielką ochotę wyciągnąć różdżkę i zmienić te dwie wielkie masy czystej głupoty
w świnki morskie, ale nie miał ochoty dostać szlabanu od wychowawcy. Zobaczył,
że Zabini ma podobną minę do niego, jakby zastanawiał się, czy Goyle będzie ładniejszy,
jako ropucha, czy jako mucha.
Malfoy tymczasem
wyszedł z łazienki ubrany w mundurek i poprawił swoje ładnie ułożone, blond
włosy. Można wiele powiedzieć o Draco, ale jednak klasa, która miał,
przyćmiewała metalowy styl Raidvera. Oczywiście, Mike mógł w wolnym czasie
nosić garniturek, jak Malfoy i poruszać się z arystokracką gracją, oraz ściąć
swoje długie włosy, ale na samą myśl o tym, czuł się nieswobodnie. Nie byłby
sobą. Jak to zgrabnie określiła Lucy, wolał być dzikim, niechlujnym wilkiem z
łańcuchem przy spodniach i glanach na nogach.
Wstał z łóżka, by
przyszykować się i zdążyć na śniadanie. Jedyny minus jego długich kołdunów,
było to, że musiał je czesać. Zabini miał krótko przycięte włosy, więc nie
przejmował się tym, by w ogóle kupić szczotkę. Crabbe i Goyle nawet nie pomyśleliby
przejmować się swoim wyglądem, natomiast Draco zawsze staranie układał włosy. Raidver
złapał mundurek i wszedł do łazienki. Jego widok był okropny. Zaspane oczy,
nieprzytomny wzrok, zarośnięta lekko twarz. Gdyby tak wszedł do dormitorium
dziewczyn, zaczęłyby piszczeć i rzucać w niego poduszkami, próbując go odgonić
(lub zabić), jak pająka. Lucy nie, ona by od razu rzuciła jakąś klątwę, w końcu
to jego milutka siostrunia.
Opiekunowie domów rozdawali plan lekcji, a z każdym z szósto
roczniaków ustalali lekcje, na które będą uczęszczać. Snape z lekkim uśmieszkiem
na twarzy, zobaczył, ze bliźniaki miały Wybitny z Obrony przed czarna magia,
oraz Mike z Eliksirów, a Lucy Powyżej Oczekiwań.
- Panno Raidver, gdybym panią uczył eliksirów nadal, nie przyjąłbym
pani, ale procesor Slughorn zadowala sie taka ocena - nie wiedziała, czy jej
wychowawca jest zadowolony, czy z niej szydzi, bardziej stawiała na to drugie.
- Muszę z wami omówić ważna rzecz przed kolacja. Po zajęciach macie stawić się
u mnie w gabinecie, a za minutę spóźnienia, będzie godzina szlabanu.
Gdy profesor poszedł, zostawiając ich z planem zawierającym Eliksiry,
OPCM, Zaklęcia, Transmutacje, oraz Zielarstwo. Do planu bliźniąt dołączył
również jeszcze jeden przedmiot, a mianowicie Opieka nad magicznymi
stworzeniami. Lucy lubiła ten przedmiot, mimo paru niebezpiecznych "zwierzątek",
więc zapisała sie na niego. Mike zapisał sie z mniejszym entuzjazmem, ale jego
siostra nalegała. Snape widząc to na ich podaniu zrobił większe oczy, jakby było
to coś nienormalnego, ale po spojrzeniu, które potem im rzucił, domyślili sie,
jakby uznał, ze te zajęcia są na ich poziomie. Mike miał wielka ochotę wtedy mu
przywalić. Snape przestał ich traktować z uśmiechem, gdy dowiedział się o ich przypadłości.
Po śniadaniu rodzeństwo poszło do Skrzydła Szpitalnego, by
pani Pomfley obejrzała rękę Lucy. Pielęgniarka obrzuciła krótkim spojrzeniem
buty Micheala.
- Panie Raidver, uważa pan, ze te buty pasują do stroju
eleganckiego ucznia? – zapytała go, zdejmując stary bandaż jego siostrze.
- Chyba brakuje mi klasy Ślizgona, proszę pani - wyszczerzył
się. Pielęgniarka pozwoliła sobie na mały uśmiech i zmieniła opatrunek jego
siostry, wcześniej smarując dłoń dziewczyny maścią.
Pierwsze lekcje były koszmarem. Obrona przed czarna magia zmroziła
wszystkich, a potworna kolekcja obrazów na ścianach Snape'a przypomniała Mikowi
horrory, które oglądał w wakacje po nocach. Inferiusy były obrzydliwe, a Lucy nienawidziła
zombie, wręcz bała się ich. W trzeciej klasie, na zajęciach z Remusem Lupinem,
jej bogin zmienił sie w żywego trupa, a dziewczyna prawie zemdlała. Na
nieszczęście klasy, trup również śmierdział, a ciało było nadgniłe i … no w
skrócie paskudne. Lavender, Parvati, Seamus, oraz Crabbe i Goyle nie wytrzymali
tego i zwymiotowali. Eliksiry były za to bardziej wesołe i zabawniejsze, z
powodu nowego nauczyciela. Dla osoby, która wyprodukowała idealny wywar żywej
śmierci, była nagroda w postaci Felix Felicis. Ale oczywiście zdobył go Harry
Potter. Z reszta, Mike mógłby użyć tego tylko po to, by Crabbe i Goyle
przestali go denerwować.
Lucy poczuła współczucie dla Hagrida. Było niewiele osób na
jego zajęciach. Ona i brat, oraz ze 3 osoby z Huffelpufu i 1 z Ravenclawu.
Nauczyciel nie był zadowolony, chyba z powodu tego, ze jego ulubionej trójki
nie było. Uczyli sie o Mantikorach, a na szczęście Hagrid, za co niech Bogu
będą dzięki, nie miał żadnej, żeby im pokazać, wiec zostały im tylko rysunki w
książce.
Nauczyciele nie próżnowali, jeżeli chodzi o zadawanie prac
domowych. Mike przypomniał sobie, dlaczego to miejsce przestawało mu się
podobać po pierwszym dniu. Bo było dużo roboty. Może, gdyby mógłby robić to, co
lubi, jako pracę domową, by mu to nie przeszkadzało. Nie chodziło o spanie i
nic nie robienie, ale gdyby miał same fajne prace domowe z OPCM, to może by to
zniósł. Ale Snape wynajdował zawsze trudne tematy na Eliksirach, więc i tu
znalazł coś nienormalnego.
Po lekcjach bliźnięta popędziły do gabinetu Snape’a. Gdzie
czekał na nich profesor i sam Dumbledore, którzy od razu spojrzeli na
rodzeństwo, gdy ci prawie przewrócili się w drzwiach, wpadając do środka.
- Należy pukać, panie Raidver, a jeżeli pan już się nauczy,
lepiej niech pan do edukuje i swoją siostrę – Snape mroził ich swoim chłodnym
wzrokiem.
- Przepraszamy profesorze – powiedziała niechętnie Lucy i
spojrzała na brata, który wydukał coś podobnego pod nosem.
Dyrektor natomiast uśmiechnął się do nich promiennie.
- Siadajcie – machnął różdżką, wyczarowując dodatkowe dwa
krzesła. – Musimy poczekać na profesora Slughorna. Mam nadzieje, że biedak się
nie zgubił.
Po chwili w drzwiach pojawił się wymieniony wcześniej
nauczyciel, ściskający pod pachą dwa niewielkie termosy. Na ich widok Micheal
wykrzywił się, wiedząc co one oznaczają. Jego siostra dotąd nie piła eliksiru
tojadowego, a smakował on okropnie. Milion razy gorzej od kompotu jego mamy,
który robiła na święta i który raz odważył się wypić.
- Witam – Slughorn, gdyby był szerszy, to zająłby chyba cały
pokój. Dumbledore wyczarował dla niego duży fotel, w którym mistrz eliksirów
usiadł wygodnie. Snape patrzył na wszystko swoim nadal chłodnym wzrokiem, jakby
już miał dosyć tego całego zamieszania i najchętniej wywaliłby wszystkich przez
okno, jakby ich obecność była nieznośna.
Slughorn otworzył pierwszy termos i wylał zawartość do
jednej ze szklanek, które stały przygotowane na biurku wychowawcy Slytherinu.
Podobnie zrobił z drugim pojemnikiem z eliksirem, po czym podał dymiące
szklanki młodym Raidverom, mówiąc:
- Do dna.
Mike miał minę, jakby ktoś pokazał mu zdjęcie nagiego Goyle
z różową torebką i w czerwonych pantofelkach, tańczącego kankan. Lucy skrzywiła
się podobnie, biorąc do ręki szklankę.
- Nie mamy dużo czasu – burknął Severus – więc niech państwo
raczą się pośpieszyć – uśmiechnął się krzywo.
- Zmieniamy miejsce waszego pobytu w czasie pełni –
powiedział pogodnym tonem dyrektor, jakby bliźniaki wcale nie musiały wypić
teraz dymiącego paskuctwa. – Nie jest już potrzebne transportowanie was do
Wrzeszczącej Chaty, z racji tego, iż Dolores Umbrigde już nie ma w szkole, ale
też Chata jest zbyt blisko Hogsmede, co jest niebezpieczne. Wasz ojciec
zaproponował, że na czas pełni będziecie zabierani przez niego do lasu
niedaleko Doliny Godryka.
- Jak to wytłumaczymy innym, profesorze? – Lucy spojrzała na
niego znad szklanki. – Zauważą naszą nieobecność.
- Tak jak rok temu. Wasz wujek jest chory i pomagacie ojcu
od czasu do czasu opiekować się nim.
- Mam nadzieje, że nie dowiedzą się, że tak naprawdę wujek
jest w Niemczech – Mike patrzył na eliksir, który dymił, jakby był glizdą na
jego ukochanym pączku.
- Pijcie – syknął wychowawca, zniecierpliwiony.
- Spokojnie, Severusie – Dumbledore uśmiechnął się pogodnie
do uczniów. – Im szybciej wypijecie, tym lepiej.
Rodzeństwo wymieniło spojrzenia i niechętnie wypiło
zawartość, krzywiąc się przy tym. Slughorn zabrał puste szklanki.
- Jutro przyjdźcie do mojego gabinetu po następną porcję –
oznajmił Slughorn.
- Możecie już iść – Dumbledor posłał im ostatni uśmiech, po
czym rodzeństwo szybko pożegnało się i wypadło z gabinetu.
- Smakowało gorzej, niż zupa owocowa – powiedziała Lucy,
wymieniając znienawidzone danie Raidverów.
Kolejne dni mijały szybko, ten sam schemat: wstać, zjeść,
wypić eliksir, uczyć się, spać. Mike zaczął się zastanawiać, czy w ogóle będzie
mieć czas, by chwilę nic nie robić. Dlatego weekend okazał się być wybawieniem
wszystkich uczniów, kiedy książki zostały rzucone na podłogę, a błonia szkoły
zapełniły się młodzieżą gotową się rozerwać. Pierwszoroczniacy biegali dookoła,
krzycząc i śmiejąc się. Starsi uczniowie Slytherinu spotkali się na boisku, by
wybrać nową drużynę. Raidver darował sobie grę rok wcześniej, gdy nie był w
stanie grać po pełni, zbyt zmęczony i słaby.
Lucy została w dormitorium, leżąc
na łóżku i czytając książkę, kiedy usłyszała stukanie w okno. Ze zdziwieniem
zobaczyła, że był to czarny kruk, który miał coś przywiązane do nóżki.
Dziewczyna nie pewnie wzięła list, którego treść sprawiła, że pobladła. Pismo
było nadzwyczaj idealne i piękne, jak z starej, ręcznie pisanej księgi, ale nie
to zwróciło uwagę dziewczyny. Osoba, która to pisała nie użyła zwykłego
atramentu. Kolor liter przypominał kolor strupa.
„Hogsmede, najbliższa
wycieczka, las, znajdę cię.”
Lucy zakręciło się w głowie i
usiadła na łóżku. Kto to mógł być?
W tym samym czasie Biuro Aurorów zostało poinformowane o
kolejnym morderstwie spowodowanym przez Greybacka.
Łał... naprawdę mam mało czasu w tym roku, by pisać. Większość rozdziału (strasznie krótkiego) napisałam dawno temu, ale dopiero dziś jestem w stanie to opublikować.
Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze i mam nadzieje, że mimo tak długiej przerwy, będziecie chcieli dalej czytać! :D
Tyle czekania, ale opłacało się. Rozdział MEGA!! Mam nadzieję, że kolejny pojawi się w szybkim czasie. xoxox
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję, że jednak nie porzuciłaś tego bloga i cieszę się, że pojawiła się nowa notka, na którą bardzo czekałam. Uwielbiam Mike za to, jakim jest outsiderem, zresztą, kręcą mnie tak tajemnicze postacie jak on. Zakończenie bardzo mnie zaciekawiło, kto napisał ten liścik? Może Greyback...?
OdpowiedzUsuńCzekam na nn i cieszę się, że chcesz również czytać mojego bloga. Pozdrawiam.