niedziela, 28 lipca 2013

Prolog



Gdy zapadł zmierzch, ludzie pochowali się po domach. Zimno lutego przenikało mieszkańców Londynu do kości, znowu zaskakując ich śniegiem. Białe płatki śniegu opadały delikatnie na ziemię, bardzo powoli tworząc warstwę jasnego śniegu, który ucieszy rano najmłodszych mieszkańców osiedla.
Jednak nie wszyscy jego mieszkańcy mogli cieszyć się spokojem. Z okna piętrowego domku, otoczonego drzewami i posiadającym ładny, duży ogródek wyglądał mężczyzna, rozglądając się dookoła. Bał się. Każdy taki jak on się bał. Voldemort czyhał na życie tych, którzy mu się sprzeciwili. Biedne małżeństwo Potterów musiało się ukrywać. Ich nienarodzony jeszcze syn miał przyjść na świat w lipcu, a czarnoksiężnik ubzdurał sobie, że to dziecko ma go pokonać. Ów mężczyzna nie wierzył w to. Nie wierzył, że koszmar się kiedyś skończy. Stracił siostrę, bo poślubiła mugolaka. Bo nie chciała go zostawić. Bo broniła ich dzieci.
Zamknął oczy. Hamował łzy. Wiele cierpiał w ostatnim czasie. Jego syn zmarł krótko po porodzie, pokłócił się z bratem i stracił siostrę. Byt wiele. Zbyt wiele cierpienia. Łza spłynęła po jego policzku.
- Bradley? – usłyszał aksamitny głos swojej żony. Poczuł jak otacza go ramionami. Kochał jej dotyk. – Nie martw się. Zaklęcia działają. My i sąsiedzi jesteśmy bezpieczni.
- Nie o tym myślę, kochanie – otworzył wilgotne oczy.
Pocałowała go czule w kark. Zechciał jej bliskości. Była to jedyna bliska mu osoba, od czasu, gdy jego rodzice zginęli w wypadku. Zwykłym wypadku samochodowym. Jego ojciec kochał szybką jazdę, jako jeden z niewielu czarodziei ekscytował się mugolskimi pojazdami.
Odwrócił się w stronę żony. Jej długie, rude włosy opadały falami na ramiona, zakrywały krągłe piersi i paroma kosmykami próbowały zasłonić jej brązowe oczy. Była młodsza siostrą Molly Weasley. Wyglądała piękne. Nie wyglądała na swoje 37 lat, dałby jej 29. Pewnie to z miłości nie dostrzegał jej wad. Ona nie zważała na jego. To była prawdziwa miłość.
- Bardzo cię kocham Margaret – pocałował ją namiętnie. Odpowiedziała mocno na ten pocałunek. Delikatnie podniósł ją i zaniósł po schodach na piętro, by odnaleźć sypialnie. Po chwili w domu rozległy się dźwięki ich miłości. Tylko ona dawała im nadzieje w tych mrocznych czasach. Tylko ona rozpalała chęć walki w ich sercach. Po wszystkim zasnęli, wtuleni w siebie.
Nagle spokojny sen Margaret przerwał dzwonek do drzwi. Dzwonienie nie ustępowało. Wstała powoli i podeszła do szafki po bieliznę. Potem założyła na siebie spodnie od dresu i koszulkę, która okazała się jej męża. Nie przejęła się tym. Koszulka była przesiąknięta jego zapachem, który był cudny. Spojrzała na Bradleya. Spał spokojnie, z czarne kosmyki włosów opadałby na jego blade policzki. Oboje mieli jasną cerę. Miłość jej życia posiadał szeroką szczękę, krzaczaste brwi i piękne niebieskie oczy, których teraz nie widziała. Pocałowała go w policzek i zeszła cicho na dół. Wyjrzała przez okno i nikogo nie zauważyła. Spięła się i zacisnęła mocno w dłoni różdżkę. Nie podobało jej się to. Niepewnie otworzyła drzwi. Powitała ją ciemność. Stała oszołomiona. Wtedy usłyszała płacz pod jej nogami. Spojrzała w dół i zobaczyła koszyk z dwójką dzieci. Dwoje niemowląt. I list.
- Bradley! – zawołała. Po chwili pojawił się jej mąż i zobaczył żonę w salonie, trzymającą na rękach dziecko. Drugie spało w koszyku z kopertą, zaadresowaną do niego. Wziął ją.
Bradley,
Zajmij się moimi dziećmi. Michael i Lucy. Chroń je. Ich ojciec to potwór.
K.
- Zobacz jaka śliczna – Margaret gładziła kciukiem po policzku niemowlę owinięte różowym kocykiem. – Ma takie śliczne, niebieskie oczka.
Spojrzał na dziewczynkę. Jego żona miała rację. Dziewczynką była przepiękna. Lekko różowe policzki, mądre oczka i niewinny, dziecięcy uśmiech, oraz czarne włoski. Istny aniołek. Spojrzał na drugie dziecko, najwyraźniej chłopca. Był bardzo podobny do siostry, z tym wyjątkiem, że wolał spać, niż poznać to nowe miejsce. Które będzie jego domem.
Jedenaście lat później…
- Potter, Harry! – wyczytała profesor McGonagall. Bliźniaki patrzyły na młodego bohatera. Tiara przydziału długo się zastanawiała.
- Gryffindor!
Po chwili stara czarownica wyczytała:
- Raidver, Lucy!
Wysoka, czarnowłosa dziewczyna o niebieskich oczach podeszła do niej i usiadła na taborecie. Tiara Przydziału długo się zastanawiała.
Mądra z ciebie osóbka. Ravenclaw by ci się spodobał. Ale…
- Slytherin!
Lucy poszła ku ludziom z domu węża, który powitał ją przyjaźnie, patrząc na resztę domów z pogardą.
- Raidver, Michael!
Równie wysoki, posiadający niezwykłe oczy i czarne włosy chłopak usiadł na taborecie.
Hmm… trudny wybór, trudny… Odważny, to ty może jesteś, głupi na pewno nie, ale jest w tobie coś…
- Slytherin!!!
Dołączył do siostry. Mike napotkał spojrzenie samego Harry’ego Pottera. Posłał mu miły uśmiech. Tylko on z siostrą byli przez 5 lata życzliwymi mu Ślizgonami.